Decyzja zapadła bardzo spontanicznie w sobotę. Pytanie Agi - a może byśmy pojechali do Lwowa? Tam jest bardzo ładnie i z Lublina blisko. Znając mnie i Marcina na decyzję nie trzeba było czekać długo - oczywiście jedziemy :-) Ciężko było wysiedzieć w pracy do 15.45 ale udało się. Pociąg 15.59 więc z walizka szybko na dworzec by się nikt nie rozmyślił. Punktualnie o 18.03 jestem w Lublinie. Z Aga idziemy na spacer po starym mieście i obowiązkowo na kawę doj żydowskiej kawiarni na rynku. Potem jedziemy do Agi domu i czekamy na Marcina który niestety nie złapał wcześniejszego połączenia i będzie dopiero o 1.30 w nocy. O północy ja padam jak nie żywa... (kumulacja stresu w pracy dała się we znaki).