Po porannym sniadaniu i pakowaniu, kursie motorem za plecami jakiegos goscia dotarlem do dworca autobusowego w Battambang. Do granicy z Tajlandia z jedna przesiadka dotarlem w jakies 3 godziny wiec calkiem znosnie i to za cale 4.5 usd. Granica Kambodzansko - Tajska w tym miejscu to istny mlyn. Tysiace pieszych, mnostwo towarow, ciezarowek. Po dostaniu kambodzanskiej pieczatki jest odcinek jakis 100 metrow gdzie jest sie pomiedzy oboma krajami, ale nie jest to strefa buforowa jak to bywa w innym przypadkach na swiecie. To strefa ZABAWY :) Otoz hazard w Tajlandii jest zabroniony wiec w tym pasie miedzygranicznym sa same kasyna i hotele i rzesze Tajow, ktorzy w ten spoisob wyjezdzajac z Tajlandii a nie wiezdzajac jeszcze do Kambodzy moga szalec na ile portfel pozwala.
Na granicy dzieje sie duzo przekretow ale glownie dla wjezdzajacych do Kambodzy, miedzy innymi naciaganie nie obeznanych podroznikow na drozsza wize lub tez na drozszy transport dalej po kraju. Trzeba przeczytac na czym te przekrety polegaja i byc pewnym siebie i nie dac sie naciagac na kase. W drodze do Tajlandii raczej jest spokojnie. Jedyny mankament to czekanie ponad godzine w kolejce na tajska pieczatke w paszporcie. Granice przekraczaja setki turystow non stop i wiekszosc kontynuuje dalej jazde do Bangkoku busem czy tez minivanem. Nie bylbym soba jakbym nie wymyslil czegos innego. Otoz 6 km od granicy w miejscowosci Arranyapratet jest stacja kolejowa skad 2 razy na dobe jedzie lokalny pociag trzeciej klasy, ktory w 6 h dojezdza do Bangkoku. Powalajaca jest cena za ten pociag, gdyz jest to 5 zl za odcinek ok 250 km :) Przez stanie w kolejce na granicy mialem malo czasu wiec szybko ponegocjowalem z kierowcami. Tuktuki chcieli 10 zl wiec ich wysmialem i znalazlem goscia, ktory zawiozl mnie motorem za 6 zl. Myslalem, ze sporo ludzi wybierze fajna przygode pociagiem za bezcen ale po dotarciu na stacje okazalo sie, ze jestem jedynym bialym z calego tlumu :) Jedynego kogo spotkalem z kolejki na granicy to chlopak z Malezji. Co ciekawe sierota nie wymienil pieniedzy i naiwnie myslal, ze w Tajlandii przyjma od niego dolary, niestety dla niego bylo inaczej. A dookola zadnego kantoru. Wiec sie zlitowalem i kupilem mu bilet do Bangkoku i pozyczylem troche groszy na jakies jedzenie :) Pociag to swietny srodek transportu, szczegolnie jak jedzie sie w gronie lokalnych. Duzo usmiechow, jakies proby kontaktu lamanym angielskim, sprzedawcy jedzenie i picia, piekne widoki za oknem na pola ryzowe, brodzace ptaki, palmy, wioski a w koncu zachod slonca. Przygoda pelna geba. Jedyny minus to ze sie bardzo kurzy i po godzinie jest sie calym zabrudzonym a w gardle sucho od pylu, ale to jedyna niedogodnosc.
Do Bangkoku dotarlismy ok 20 czyli jak najbardziej o czasie. To moja najtansza jazda pociagiem i jedna z najciekawszych.
Taksowkarze na dworcu kolejowym rozsmieszyli mnie ponownie swoimi cenami do mojego spania w Bangkoku. Cena wyjsciowa 20 zl spadla do 10 zl ale to i tak nie dla mnie. Wiec szybko poznalem mlodego pomocnego chinczyka i razem dotarlismy w moje miejsce noclegowe autobusem klasy drewnianej o numerze 53 za cale 65 groszy. Szybko odnalazlem swoje spanie w bardzo fajnej lokalizacji i na spokojnie spacerujac spedzilem wieczor przy piwie Chang podpatrujac mlodych tajow tanczacych breakdance. Do hostelu powrocilem padniety calym dniem chyba o 2 w nocy. Na szczescie mnie wpuscili :)