I dotarlismy do miejsca w ktorym od razu sie zakochalismy - Stare Miasto Lijiang! Absolutnie najladniejsze miejsce jakie widzielismy w Chinach. Oczywiscie Songpan tez jest ladne ale to w Lijiang zapelnilismy pierwsza karte zdjec :-)
Wejscie do starego miasta jest platne 80 RMB ale bilet jest wazny miesiac. Malutenkie uliczki, galerie, muzea, wystawy, pracownie, swiatynie, kosciol, ceremonia herbaty - zwiedzanie wszystkiego w cenie biletu. Do tego jeszcze dochodzi 50 RMB za wstep do palacu - nie bylismy, i 50 za wejscie na wieze (byl Marcin ale nie poleca bo 3 ostatnie pietra w remoncie a widok na gory zaslaniaja drzewa).
Na starym miescie spedzilismy caly dzien, poniewaz jest ogromne, a kazde miejsce piekniejsze od drugiego, a do tego na glownym placu odbywaja sie pokazy tradycyjnego tanca i spiewu :-) ahhh jak dobrze ze tu dotarlismy!
Aaa i jeszcze jedno. Choc to co napisze moze zawazyc na naszej przyszlosci bo nikt nie bedzie chcial sie z nami calowac haha ale zaryzykuje. Z Marcinkiem mamy zaliczone zjedzenie roznego rodzaju robakow tj. kubelek swierszczy i larw, takich dlugich bialych waskich i tez grubaskow :-) Pani kucharka nawet nam je podprazyla. I powiem tak, smakuja jak nic, troche trzeszcza i wchodza w zeby ale szalu nie ma. Wspolnie ustalilismy ze moze lepiej przyprawione bylyby smaczniejsze ;-)
Jako ze w Chinach nie ma prawie wcale nieazjatow (po 10 dniach widzielismy moze 10 osob i to w 85% w hostelach), spotykamy sie co jakis czas gdzies na ulicy, czy w jakims miescie. Tak bylo i teraz gdzie chlopaka z Holandii poznanego w Kunming nagle spotykamy w tym samym autobusie w Lijiang :-) Poza tym stanowimy dla azjatow atrakcje taka jak obcokrajowcy dla nas i czesto nam robia zdjecia lub zachecaja do wspolnego pozowania :-)) Poza tym sa bardzo uprzejmi i pomocni w ramach mozliwosci.